Pierwszy półfinał Eurowizji za nami! Zgodnie z oczekiwaniami nie obfitował w spektakularne występy czy emocjonujące momenty. Mimo to, pojawiły się zaskoczenia i skandale, które z pewnością zapadną w pamięć wielu fanów konkursu.

Poziom tegorocznych propozycji był wyjątkowo niski i nieprzypadkowo tylko nieliczne spośród piętnastu utworów, które walczyły o wejście do finału, miały w sobie nutkę wartości artystycznej. Faworyci, Finlandia, Szwecja i Norwegia, bez większych problemów przeszli do finału, ale byli również reprezentanci, którzy rozczarowali swoim występem i pojechali do domu.

Wśród największych niespodzianek wieczoru było bez wątpienia wystąpienie chorwackiej kapeli punkowej Let 3. Ich utwór “Mama SC” był prawdziwym pomieszaniem z poplątaniem i zyskał miano tegorocznego “freaka”. Mimo to, niski poziom konkurencji zaowocował awansem do finału.

Podobne odczucia wzbudził występ The Busker z Malty, którzy przygotowali sklejkę eurowizyjnych występów sprzed lat. Kolorowe sweterki, mocny saksofon i zwariowane wygibasy – to wszystko, co już na eurowizyjnej scenie widzieliśmy wielokrotnie. Ich piosenka “Dance (Our Own Party)” pozbawiona była oryginalności i wyróżniała się jedynie efektami wizualnymi.

Na szczęście, pojawiły się też występy, które zrobiły pozytywne wrażenie na publiczności. Alessandra z Norwegii zaprezentowała “Queen of Kings”, które przypominało wersję preselekcyjną, ale na żywo wokalistka nie brzmiała najlepiej. Luke Black z Serbii wizualnie prezentował się świetnie, jednak wokal był zbyt często zagłuszany przez głośne chóry. Portugalia z kolei zaskoczyła wszystkich kawałkiem, który kojarzył się właśnie z tym krajem i wyróżniał się na tle zamerykanizowanych brzmień pozostałych krajów.

Na zakończenie pierwszego półfinału pojawiła się chorwacka kapela Let 3, która jeszcze raz przypomniała o sobie, tym razem w kontrowersyjny sposób.